Utkwił wzrok w młodym obcokrajowcu, poszukującym wiadomości o Kane.
-On jest złem wcielonym! Trzymaj się od niego z daleka! Przy takiej cenie za jego głowę nie ostała się nawet garstka ludzi w Konsorcjum, którzy nie sprzedaliby własnej duszy za szansę wydania go...
Niegdyś potężne bramy zagradzały wejścia do grobowców, lecz w ciągu lat zostały wyważone. Czyje ręce mogły wyrwać tak potężne bramy, by splądrować groby? To była zła noc na takie myśli. Wyrzucone kości mieszkańców trumien leżały starannie rozłupane i pozbawione szpiku. Czy w taki sposób mogłaby pożreć rozkładające się zwłoki jakaś istota ludzka lub przypominająca człowieka?
Kane szybko sięgnął ręką po topór, który miał przy siodle. Zamachnął się nim dookoła zadając potężny cios, którego nie mógł odeprzeć żaden miecz ani tarcza. Napastnik spadł z konia z rozsiekanym torsem. Drugiemu żołnierzowi wbił miecz w odsłonięty brzuch. Ostatni pozostały przy życiu żołnierz ugodził mieczem w szyję jego konia. W tym momencie ramię Kane'a wystrzeliło naprzód. Błyszczący topór rozciął hełm żołnierza wraz z czaszką, a ostry jak brzytwa brzeszczot zagłębił się w jego ciało.
-Droga wolna! - zaśmiał się Kane...